Opowiem trochę o moich początkach z cukrzycą. Zachorowałam jak byłam dziewczynką, tuż przed 9 urodzinami. Pamiętam, że od długiego czasu miałam dość mocne bóle brzucha (dwa lata wcześniej, będąc w zerówce miałam wycięty wyrostek robaczkowy, przy bardzo silnych bólach), po operacji ustąpiło, nie był on tak ostry, ale jednak nadal pobolewał, więc miałam prowadzone badania, w celu zdiagnozowania co jest przyczyną. Czasami było mi słabo, brakowało mi siły, miałam momenty, gdzie pragnienie było ogromne i chudłam. Gdy po badaniach w przychodni poinformowano Nas, że mam cukrzycę, to pamiętam, że zapytałam Mamy czy to dobrze, czy źle (mamy nerki, serce, wątrobę, to może cukrzyca to nic nadzwyczajnego?). Potem już się potoczyło, pojechaliśmy do szpitala, ciągłe kłucie, nauka pomiarów, ustawiania dawek insuliny, jeszcze na penach, liczenie węglowodanów, totalna nowość. Przerażenie? Myślę, że moi Rodzice wtedy bardziej się stresowali, niż ja. Zupełnie nowa rzeczywistość, ale byłam rezolutnym dzieckiem, chciałam pokazać, że jestem odważna, że nawet jako dziecko rozumiem co do mnie mówią, a chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę co mnie czeka, że zostanie ze mną na zawsze… Byłam dzielna, bo zresztą poza mną, w szpitalu było mnóstwo dzieci z tego samego powodu. Zdobywałam znajomości, nauczyłam się grać w szachy, dużo rysowałam i poznawałam różne ciekawe rzeczy, a zapamiętywanie ile paluszków, czy krakersów wchodzi na 1 ww było trochę atrakcyjniejszą formą matematyki. Po wyjściu ze szpitala masa książek, ciągła edukacja, informowanie o chorobie w najbliższym otoczeniu (rodzina, znajomi, w szkole nauczycieli, kolegów i koleżanek w klasie). Nigdy nie miałam problemu z nawiązywaniem kontaktu, ze względu na cukrzycę, stała się moją normalnością i do dzisiaj tak jest, za co najbardziej jestem wdzięczna Rodzicom. Każdy młody diabetyk powinien czuć i mieć wsparcie, wiedzieć, że może liczyć na Rodziców, ale jednak też mieć tę część życia na samodzielność. Ona bardzo dużo uczy, ale trzeba mieć dobre podstawy. Moi Rodzice wychowali mnie tak, że potrafię radzić sobie w życiu, z cukrzycą… i nie tylko, a uważam, że to bardzo duże wyzwanie – wychować dziecko, a w dodatku z taką przewlekłą chorobą jak cukrzyca. Tak wychować, aby dziecko samo chciało o siebie dbać w przyszłości. Byłam kilkukrotnie na turnusach rehabilitacyjnych z rodzicami, później jeździłam już sama (miałam ok 10 lat) na obozy dla dzieci i młodzieży z cukrzycą. Po pierwszym obozie płakałam, że więcej nigdzie nie jadę (powodem były góry, byliśmy w Karpaczu i najnormalniej w świecie są wycieczki po górach, a mi udzieliły się narzekania koleżanek z pokoju, że 'Nam się nie chce’), po czym pojechałam w kolejnym roku do Zakopanego – wróciłam z miłością do gór, która trwa i z każdym rokiem jest coraz mocniejsza. 😀 Tak zaczęła się przygoda z wyjazdami, poznawanie znajomych, z całego Dolnego Śląska, którzy też chorują, czasami miewają inne choroby, ale są tak fantastycznymi osobami, że zapomina się o tym, a żyje się i przeżywa różne przygody w taki sposób, jak przy żadnej zdrowej osobie. Każdy ma swoje pasje, można było się nimi podzielić, poopowiadać, a przy okazji przedyskutować i poradzić co zrobić żeby cukry w trakcie danej czynności były jeszcze lepsze. Obozy zawsze bardzo pozytywnie na mnie wpływały, zaczynałam się bardziej pilnować, na nowo ważyć jedzenie (na co dzień było tzw. 'na oko’), prowadzić dzienniczek. Społeczność diabetologiczna jest niesamowita, niejednokrotnie poznawałam ludzi z nią związanych z całej Polski i świata, którzy bardzo się angażują, robiąc coś jeszcze więcej nie tylko dla siebie, ale dla innych. Wyjazdy nad Morze, szkolenia w Krakowie, w Warszawie, wspólne świętowanie i zjazdy 14 listopada, który jest uznany jako Światowy Dzień Walki z Cukrzycą (rocznica urodzin odkrywcy insuliny, Fredericka Bantinga). To wszystko to tylko początek, w moim przypadku najtrudniej było mi opanować cukrzycę w trakcie liceum, gdzie nawał nauki, niewyspanie i przygotowania do matury i wieczorne wyjścia bardzo utrudniły mi samokontrolę, ale o tym napiszę osobny post. Po liceum było już znacznie lepiej, rozpoczęłam studia medyczne, rozpoczęłam pracę, wyszłam za mąż, urodziłam zdrowego synka, który jest moim największym szczęściem i moją dumą. Uwielbiam podróżować i poznawać nowe zakątki świata, interesuje się motoryzacją, kocham rośliny i górskie wędrówki. 🙂 Cukrzyca była, jest i będzie (choć liczę, że już niedługo wejdzie coś na co wszyscy czekamy i Nas uzdrowi:)), ale liczę, że będzie moją motywacją do jeszcze lepszego dbania o siebie i bliskich.
I pamiętajcie! Cytując R. P. Evans’a: „Nie śmierci się bój, lecz nieprzeżytego życia!”, a więc czerpcie z życia garściami!